Siwy podniósł się, wyprostował. Teraz wydawał się wręcz ogromny, w ręku trzymał szpadę. Za oknem świtało, budziło się miasto, słychać było ruch i tętent koni. To, co się potem stało w komnacie umierającego króla, kroniki pisane na zamówienie panujących, zawsze starają się przemilczeć.
Zawirowało. Siwy wszystko widział jak przez mgłę. Ruszył na książąt, a z tyłu wyskoczyli jego trzej pomocnicy. Następca tronu pchnął stojącego najbliżej szambelana i skoczył do ucieczki, wrzeszcząc: Teraz!
Dzieciak skoczył, Siwy zasłonił się rękawem kaftana, odbił cios. Zamachnął się szpadą, uskoczył. Z rogów komnaty ruszyli czterej gwardziści, najlepsi do zabijania, jakich znał. Zrobił się tłok i zamieszanie. Ministrowie uciekli pod ściany.
Młodszy książę skoczył do drzwi, otworzył je na oścież. Wpadło kilku zbrojnych. Ktoś, coś krzyczał, ktoś inny złapał się za twarz. Minister skarbu płakał, trzymając się za brzuch i starając zatrzymać krwawienie. W zamieszaniu Siwy skoczył na młodszego księcia, pchnął go sztyletem w biodro, zamachnął się drugi raz, ale ktoś uderzył go tak, że upadł. Spojrzał, zasłaniając się mieczem. Stał nad nim przyboczny księcia. Już unosił miecz, kiedy z ust chlusnęła mu krew i padł na wznak. Za nim Siwy zobaczył Dzieciaka, uśmiechniętego od ucha do ucha i z dwoma sztyletami w rękach.
Skoczyli na niego dwaj ludzie Siwego, sczepili się, odskoczyli za chwilę. Jeden osunął się na podłogę. Siwy skorzystał z zamieszania i ruszył szukać książąt. Na korytarzu panowało zamieszanie grupka żołnierzy biegła w stronę komnaty króla, inni ludzie wybiegli z bocznego korytarza, ubrani na purpurowo, w barwy młodszego syna króla – ruszyli za tamtymi. Pod ścianą leżał kucharz, z nożem w ręku, z przebitym gardłem, pustymi oczami patrząc w okno.
– Skąd u licha wziął się tutaj kucharz? – pomyślał Siwy, biegnąc tam, gdzie spodziewał się znaleźć książąt. Jeśli wszystko idzie jak trzeba, to już zaraz jego zaufani ludzie powinni otwierać bramy.
Młodszego księcia znalazł za zakrętem. Stał oparty o ścianę, krwawił.
– Wasza wysokość – szepnął, a potem pchnął w samo serce. Wyjął sztylet, poprawił celując w wątrobę.
Jedna, konieczna śmierć już za nim. Na szczęście poszło szybko. Następcę tronu znalazł w jego pokojach, ubranego w pancerz. Zaskoczył go, gdy wybiegał na korytarz. Niemal wpadli na siebie.
– Puść mnie… Ojciec zmarł, jestem królem!
– Nie jesteś i nigdy nie będziesz.
– Puść mnie, a obsypię cię złotem.
Siwy już nie słuchał, ruszył na księcia. Oddychał ciężko, ale musiał dokończyć sprawę. Książę był świetnym szermierzem. Uchylił się od pierwszego ciosu, drugi sparował, a następnie sam zaatakował fintą. Obrócił się, spróbował cięcia szerokim łukiem. Siwy uskoczył, ale potknął się o zwisającą z łoża kołdrę. Wystarczyło. Ktoś pchnął go w plecy, a książę ciął go w pierś. Mężczyzna osunął się na kolana i widział, jak następca tronu wybiega. Słyszał, jak woła do siebie gwardzistów.
Siwy widział jak za księciem wyszedł kanclerz. Na progu jeszcze się obejrzał, poprawił koronki, a potem zniknął w ciemnościach.