Leżała na zimnej podłodze na kurtce, wsuniętej pod głowę. Druga kurtka okrywała jej tułów. W półmroku jaskini widziała, jak stanął w zwężeniu skalnego korytarza i patrzył na nią bez słowa.
Po chwili jego twarz rozjarzyła się od blasku zapałki i zniknęła w kłębach dymu. Zaciągnął się raz i drugi, nic nie mówiąc. Wreszcie zrobił w jej stronę kilka kroków. Słyszała jego oddech i czuła pot. Znowu stał i nic nie mówił – tak samo, jak wielokrotnie robił na odprawach przed wyjściem na akcję.
– Co ty wyprawiasz, Hughes? Po co te wszystkie demonstracje? – wychrypiał. – To i tak nic nie da, a musimy wypełnić zadanie. Brakuje nam kobiet, za dużo surogatek zginęło w katastrofie, więc musimy użyć każdej, która jest na Nowym Edenie. Po to tu przylecieliśmy. Zresztą, dziewięć miesięcy i po sprawie. Nawet nie będziesz musiała wychowywać tego dzieciaka. Poza tym, wiesz w jakiej sytuacji my wszyscy tutaj jesteśmy.
Zamknęła oczy. Czuła, że przy niej ukląkł. Znów przez dłuższą chwilę było cicho.
– Augustine…
– Co, Mała?
– Jest kilka innych kobiet. Nie wystarczy wam? Podobno zaczęło się od jednej Ewy. My i tak jesteśmy w lepszej sytuacji. Po co jeszcze zmuszasz mnie? Ja jestem żołnierzem. Nie nadaję się na matkę. Nie chcę… nie chcę brać udziału w tym eksperymencie. Gdyby to jeszcze miało się odbyć naturalnie, ale te dzieci są udoskonalone. To mutanty, a nie ludzie.
– I właśnie o to chodzi. Tutaj, na Nowym Edenie mamy szansę zacząć wszystko od początku. Wiemy, co zawiodło na Ziemi i dlaczego byliśmy tak niedoskonali, więc teraz nie popełnimy starych błędów.
Zaczął ją gładzić po włosach. W innym korytarzu rozległ się jęk pierwszej kobiety. Widocznie doktor zaczął zabieg, a niestety, nie mieli środków znieczulających. Hughes drgnęła, więc Le Bon się do niej przysunął. Czuła jego oddech, w którym przebijał zapach tytoniu pomieszany z alkoholem. Na Ziemi nie pił, ale tutaj wszystko obracało się do góry nogami.
– Hughes, skoro jesteś żołnierzem, to musisz zrozumieć rozkaz. Tak jak wtedy w Maroku albo w Kongo. Trzeba było, to szliśmy. Zaufaj mi. Nic złego ci się nie stanie.
Poddała się jego szorstkiej dłoni, nie otwierała oczu, a spod powiek płynęły łzy. Trwało to dłuższą chwilę. Rozchyliła delikatnie usta.
– Pocałuj mnie…
Nie zdziwił się. Już tak przecież bywało, choć tak nierealnie dawno, pod gwiazdami południowej półkuli, na całkiem innej, a jednocześnie tak podobnej i niewyobrażalnej teraz planecie, która zapewne już nawet nie istnieje. Tylko czy to, co teraz jest, unieważniało tamte chwile? Nie miał ochoty na rozterki. Po raz pierwszy, od kiedy tutaj przybyli, poczuł się normalnie i to nawet mimo tego, że za skalną ścianą lekarz kontynuował zabieg wszczepienia zarodka, i słychać było jęki.
Pochylił się nad kobietą, pozwolił się opleść nogami i zaczął rozpinać jej bluzkę. Lekko wysunęła język, co bardzo lubił. Po chwili ugryzła go w usta, najpierw delikatnie, a potem coraz mocniej i mocniej. Otworzył oczy zdziwiony, ale była jak odurzona, więc jej nie przerywał. Za ścianą kobieta krzyczała coraz głośniej. Słychać było jak lekarz woła na pomoc żołnierzy, ale w tym momencie wszystkie poboczne dźwięki przestawały być dla pułkownika ważne.
Hughes zarzuciła mu ręce na szyję. Przyciągnęła do siebie i ugryzła mocniej. Poczuł słodki smak krwi. Chciał się uwolnić, ale przytrzymała go dłońmi i nogami. Le Bon spojrzał na nią. Już nie miała przymkniętych nieprzytomnie powiek ani rąk spiętych kajdankami. Teraz patrzyła jakby w gorączce, z nienawiścią pomieszaną ze strachem. Chciał krzyknąć, ale dziewczyna cały czas trzymała jego usta w swoich. Próbował się szarpnąć, ale w odpowiedzi jeszcze mocniej oplotła go udami. Nie mógł nawet sięgnąć po nóż, który nosił przy sobie zawsze, w skórzanej pochwie, przypiętej do nogawki spodni.
Obrazy stawały się coraz mniej wyraźne. Nie mógł złapać tchu i czuł, że powoli traci przytomność. Jeszcze raz się szarpnął, ale tylko mocniej ścisnęła go za szyję. Ostatnim wysiłkiem woli szarpnął się. W zębach kobiety został kawałek ust Le Bona.
– Na pomoc… – wycharczał. – Nikt nie miał prawa go usłyszeć. Jego głos zagłuszyły jęki i krzyki kobiety, która wiła się za ścianą. Le Bon czuł, że odpływa, przestał walczyć. Zamknął oczy, już nawet nie oddychał.