Mrok zaczynał otulać skały. Cienie wciskały się w szczeliny, długimi pazurami chwytały łodygi roślin.
Do zapadnięcia zupełnych ciemności, które niosły śmierć, zostawało coraz mniej czasu, a do miejsca katastrofy było jeszcze dość daleko. Hughes zerwała ostatnie jagody z krzaka, przeżuła cierpkie owoce i ruszyła. Na chwilę zwolniła przy dwóch, małych mogiłach. Chyba ryły tam jakieś zwierzęta, bo ziemia z kopców była rozrzucona, a pod grudami i kamieniami widać też było czaszkę i kręcone włosy. Lecieć na drugi koniec wszechświata, przeżyć katastrofę statku i na koniec zginąć spadając ze skały? Le Bon nie chciał tych kobiet pogrzebać, tylko pędzić jak najdalej, ale dobrze, że się uparła. Hughes doskonale pamiętała ich kłótnię i to, jak potem musiała gonić kolumnę. Wyciągnęła z mogiły krzyż, bo zaostrzyła mu końce, kiedy jeszcze miała nóż, a teraz była bez broni.
Liczyła, że uda się coś znaleźć na miejscu katastrofy, że jednak w pośpiechu coś przeoczyli. Już niedługo powinna dolecieć druga część wyprawy i wtedy stanie się bezpieczna. A jeśli tam, na tamtym drugim statku też władzę obejmą tacy psychopaci jak pułkownik? Otrząsnęła się z tych myśli. – Wszystko wyglądałoby inaczej, gdyby przeżył Profesor.
Las kończył się, jakby ucięty nożem, a przestrzeń aż po linię wzgórz piętrzących się w oddali była gęsto pokryta popiołem i kikutami drzew. Hughes ruszyła w stronę szczątków statku, który miał uratować cały rodzaj ludzki, a okazał się cmentarzem dla kilku tysięcy osób. Na rozdartej burcie dało się odczytać jedynie początek nazwy „Mayf…”. Dziewczyna była już całkiem blisko wraku, więc zaczęła się rozglądać uważniej, ale broni na razie nigdzie nie mogła znaleźć. Chyba trzeba będzie się dostać do środka i liczyć na to, że coś przetrwało wewnątrz, bo składy były porządnie zabezpieczone.
Statek zarył się głęboko w planetę. Olbrzymie cielsko wyrwało w powierzchni głęboki krater z wysokimi, poszarpanymi zboczami. Hughes zaczęła się wspinać wśród kawałków skał i grud ziemi, przemieszanych z fragmentami aluminium, grafenu i włókna węglowego. Cofnęła się, widząc oskarżycielsko wycelowany w nią palec jakiegoś kościotrupa.