W mieszkaniu pod numerem 28 unosił się dym papierosów Gauloise.

W kuchni grało radio, a w salonie szpakowaty mężczyzna siedział rozparty w fotelu, trzymając niedopałek między kciukiem i palcem wskazującym prawej ręki, a lewą w tym czasie bębnił w poręcz, nucąc pod nosem „Marsyliankę”. Na małym stoliku stał kubek z niedopitą kawą i leżała zapalniczka. Mężczyzna nie przestał wybijać rytmu nawet, gdy do pokoju wszedł niewysoki, chudy człowieczek. Otworzył jednak przymknięte wcześniej oczy i uniósł brwi.

Chudy usiadł na kanapie i milczał przez dłuższą chwilę.

– Mógłbyś wreszcie przestać? – warknął wreszcie.

Szpakowaty uśmiechnął się.

– Wiesz, że mam słabość do tej melodii. Lepiej powiedz, czy wszystko się udało?

– A ty wiesz, że tej gównianej piosneczki nie znoszę przynajmniej od czasu, gdy Maria Antonina stanęła na szafocie.

W mieszkaniu znów zrobiło się cicho, a radio w kuchni przestało grać.

– Proszę, zrób mi kawę – chudy mężczyzna uśmiechnął się. – Wszystko poszło jak trzeba. Nie przestaje mnie to zadziwiać, że ludzie zawsze podejdą, żeby wziąć na ręce kotka.

– Czarną z dwiema kostkami cukru? – zapytał Szpakowaty.

– Dokładnie tak. Teraz tylko trzeba go wykurzyć z domu.

– Masz na to jakiś pomysł?

– Mam… – mężczyzna wypił duży łyk, a ponieważ Szpakowaty pytająco uniósł brwi, dorzucił. – Postawię na klasyczne rozwiązanie.